czwartek, 10 marca 2016

Rozdział 7.

Nie będzie tak łatwo

Harry’s pov:

- Potrafię sama chodzić! – denerwowała się Lindsey. Czerpałem nie małą radość z zadania, które powierzyła mi pani Calm. A mianowicie- miałem odstawić Linds do samego pokoju, a jak trzeba to nawet zostać. W zamian dostanę pozytywną uwagę, co było dodatkowym bonusem. Z czego się tak cieszę? Bo uwielbiam drażnić tę dziewczynę! Naprawdę, to przezabawne, gdy myśli, że i mnie nabierze na swoje sztuczki. O nie, ja już ją przejrzałem.
No dobra, nie do końca. Nadal nie znam jej motywów owego postępowania i wydaje mi się, że jest jeszcze większą zagadką niż kiedy ją poznałem. Ale grunt, że coś zauważyłem, prawda? Czy ja już postradałem zmysły i sam nie wiem, co wymyślam, a co nie? 
- Pani Calm powiedziała… - zacząłem po raz setny, ale tym razem nastąpiła mi na stopę i aż zaniemówiłem z powodu nagłego przypływu bólu.
- Wiem co powiedziała, idioto. Nie jestem głucha, sama też słyszałam. Ale nie musisz brać jej na serio, nic mi nie jest. Zwłaszcza, że perfidnie wykorzystujesz okazję do obmacywania mnie. Chyba już ci powiedziałam, że nie jesteś w moim typie?
- Po pierwsze: Auć! Po drugie: zamierzam odprowadzić cię do samego pokoju. Po trzecie: wcale cię nie obmacywałem. Po czwarte: AUĆ!
- Nie wiem czy mam się śmiać, czy płakać, bo tak żałośnie wyglądasz. – powiedziała z rozbawieniem przyglądając mi się jak pochylam się nad obolałą nogą.
- Widzę, że już doszłaś do siebie. Wspaniale. – mruknąłem przewracając oczami – Zapewne jutro będziesz miała masę gości w pokoju błagających cię o sprzedanie odrobiny leków.
- Masz siedzieć cicho, jasne? Nie biorę żadnych leków. – skrzyżowała ręce na piersi i popatrzyła na mnie twardo. Jednak w jej oczach mogłem dostrzec lęk. Co będzie jeśli ją wydam?
- Cóż, a co będę z tego miał? – wyprostowałem się i spojrzałem na nią z góry, wykorzystując swój wzrost jako przewagę. Nagle jej telefon zaczął dzwonić, więc zaczęła przeszukiwać torbę. Gdy w końcu go wyłowiła przeczytałem na ekranie imię „Matt”. Lindsey szybko nacisnęła czerwoną słuchawkę i wrzuciła telefon z powrotem do torby.
- Wal się. – powiedziała ze słodkim uśmiechem i odwróciła się, by ruszyć dalej korytarzem. Ale gwałtownie przystanęła w jednej chwili. Podążyłem wzrokiem tam, gdzie ona się wpatrywała. Na drugim końcu korytarza mignęła mi tylko ciemna sylwetka, która szybko zniknęła na tylnych schodach. Jedne drzwi w holu były otwarte na oścież.
- Co do… - wymamrotałem nie do końca rozumiejąc, co się właściwie stało. Lindsey jako pierwsza pobiegła w stronę otwartych drzwi, ale ja ruszyłem zaraz za nią. Tak jak się domyśliłem- otwarty na oścież pokój, był pokojem dziewczyny. W środku był okropny bałagan. Ktoś poprzewracał meble, wyrzucił materac z łóżka, ciuchy walały się po całym pokoju, a firanki były spalone na popiół.
- Nie, nie, nie… - Lindsey była blada jak papier. Jednak zdziwiło mnie to, co zrobiła jako pierwsze- zaczęła sprawdzać łóżko. Spomiędzy desek, które teraz były odsłonięte przez brak materaca wyciągnęła dwie białe, plastikowe buteleczki. Potrząsnęła nimi, ale nie słychać było żadnego dźwięku. 
- Niech to szlag! – krzyknęła i z furią rzuciła buteleczkami o ścianę.
- To były twoje leki? – zapytałem podnosząc plastik i czytając etykietę. Leki uspokajające, dokładnie te same, które ja brałem po wypadku.
- Idź stąd. – rozkazała. Odwróciłem się, by na nią spojrzeć. Nie była wystraszona, była wściekła. Właśnie ktoś zdemolował jej pokój, możliwe, że okradł nie tylko z tabletek, a ona jest tylko wkurzona?
- Ale… Wiesz kto to był? Kto mógł to zrobić? – spytałem niepewnie. Jak ktoś mógł spalić zasłony tak, że nic innego się nie podpaliło?
- Powiedziałam: WYJDŹ. – powtórzyła, tym razem głośniej. Jej oczy ciskały błyskawice. Nagle znowu dopadło mnie uczucie duszności. Nabierałem oddechu, ale jakby tlen w powietrzu wyparował. Zaczynało mi się robić słabo, ale wtedy Lindsey wstała i wybiegła z pokoju. W chwili, gdy już zacząłem panikować, wszystko wróciło do normy.
- Co do cholery się właściwie stało?! – byłem kompletnie zagubiony, nic z tego nie rozumiałem, a to mnie denerwowało. Kopnąłem ze złością leżące na ziemi pudełko po tabletkach. Gdy ponownie zderzyło się ze ścianą, zakrętka odpadła, a ze środka wysunęła się mała kartka.

Leki uspokajające, huh? O nie, nie będzie tak łatwo, kochanie. Buziaczki, S.”

- Lindsey… - westchnąłem zamyślony – W coś ty się wpakowała?

******

Lindsey’s pov:

- Cholera jasna! – wykrzyknęłam z wściekłości. Byłam tak bardzo wkurzona, jak jeszcze nigdy! Może przez te głupie tabletki, które teraz już przestały działać. Co ja teraz zrobię?! Czy jeśli pójdę do pani Calm i powiem jej, że zgubiłam leki, to czy wypisze mi nowe?
Oczywiście, że nie. Pomyśli, że sprzedałam je narkomanom i będę miała poważne kłopoty. Ugh, niech to wszystko szlag trafi!
- Złość piękności szkodzi, maleńka. – usłyszałam czyjś przesłodzony głos gdzieś za mną. Odwróciłam się szybko próbując znaleźć intruza. Dean opierał się o drzewo uśmiechając się do mnie szeroko. Miał jasną cerę, kruczoczarne włosy i niebieskie oczy. Był wysoki, a mięśnie odznaczały się pod jego cienkim, czarnym t-shirtem. Był niewątpliwie jednym z najprzystojniejszych mężczyzn jakich widziałam.
Poczułam, jakby ktoś przejechał mi zimnym palcem wzdłuż kręgosłupa. Wzdrygnęłam się.
- Odejdź. – rozkazałam.
- Dopiero przyszedłem, a ty już chcesz, abym zniknął? Niegrzecznie tak wypraszać gościa. – pokręcił głową i zacmokał teatralnie.
- Gościa? Chyba intruza. – wywróciłam oczami. Zachowywałam się swobodnie, jednak cały czas bacznie go obserwowałam. Byłam gotowa w każdej chwili uciec lub podjąć bardziej radykalne środki.
- Pragnę zauważyć, że ja jestem zdecydowanie bardziej miły niż nasz przyjaciel, Simon, więc z łaski swojej, mogłabyś być bardziej uprzejma? – ciągle miał ten okropny, obrzydliwy uśmiech na twarzy. Był wręcz przerażający.
- To on, prawda? – zapytałam, choć raczej znałam odpowiedź.
- Oczywiście. – potwierdził moje przypuszczenia – Osobiście, ja na jego miejscu również spaliłbym firanki. Były okropne. – skrzywił się.
- Mam cię zranić? – zagroziłam. Złość ponownie nabrała na sile i czułam jak mrowią mnie koniuszki palców.
- Jeśli dasz radę. – ponownie się wyszczerzył. Odepchnął się od pnia drzewa i ruszył powolnym krokiem w moją stronę. Zmusiłam się, by ustać w miejscu.
- Nie prowokuj mnie. Tutaj ja mam przewagę.
- A potrafisz ją wykorzystać? – przechylił głowę na bok. Jego oczy dokładnie skanowały moją sylwetkę. Ciarki przebiegły mi po plecach.
- Jeśli będę musiała. – chciałam, żeby zabrzmiało to stanowczo, ale nie jestem pewna, czy rzeczywiście tak brzmiało… Dean odchylił głowę do tyłu i się roześmiał.
- Chcesz poćwiczyć? – oblizał wargę, a jego oczy pociemniały.
- No wiesz co, po tobie się tego nie spodziewałem. Napastować dziewiętnastolatkę? Zachowaj resztki swojej godności. – nagle ni stąd, ni zowąd pojawił się Simon.
Blondyn o szaro-zielonych oczach zbliżał się do nas leniwym krokiem. Był ubrany jak zwykle- ciemne jeansy, koszulka z logo jakiegoś zespołu do tego czarna, skórzana kurtka i tego samego koloru kapelusz oraz okulary w klasycznym kształcie. Nie był tak wysportowany jak Dean, jednak nie można było mu zarzucić, że nie dba o siebie. Czarnowłosy miał na zawsze pozostać dokładnie w takiej samej sylwetce, a Simon musiał regularnie pracować i się dobrze odżywiać, by wyglądać tak, jak teraz wygląda. 
- Napastować? Absolutnie. Jej się podoba. – Dean ponownie zaczął taksować mnie wzrokiem, a ja się skrzywiłam.
- Odejdź ode mnie.
- Właśnie, Dean. Kiedyś stać cię było na więcej. – Simon skrzyżował ręce na piersi – Jak ci się podobała niespodzianka, Lindsey?
- Oddaj mi to. – warknęłam w jego stronę.
- Czytałaś karteczkę? Nie, nie, nie. Nie będzie tak łatwo. To będziesz TY. – podkreślił ostatnie słowo.
- Jaką karteczkę? – nie wiedziałam o co mu chodzi – Wiesz co? Nie ważne. Zdobędę tego więcej. W ten czy inny sposób. To NIE będę ja. Życzę powodzenia.
Szybkim krokiem odeszłam jak najdalej, a potem znalazłam drogę na ścieżkę prowadzącą do wyjścia z lasu. Trochę emocji już ze mnie zeszło. Miałam postanowienie- musiałam zrobić wszystko, abym to nie była ja. Nie ważne jak to zrobię.
Byłam już niedaleko szkoły. Minęła mnie jakaś para- chłopak i dziewczyna.

- Nie! Matt, zrób coś! Zostaw mnie! – krzyczała dziewczyna. Była blada jak papier. Wampir przyciskał ją swoim ciałem do drzewa uniemożliwiając im ucieczkę. Chłopak, który stał parę kroków dalej miał szeroko otwarte oczy, ale nie mógł się ruszyć. Chciał krzyczeć, ale nie mógł.
- On ci nie pomoże, maleńka. Zostawiam go na deser. Panie mają pierwszeństwo, nieprawdaż? – odchylił głowę do tyłu i wybuchł śmiechem. Dziewczyna zaczęła krzyczeć, ale z czasem cichła, kiedy ulatywało z niej życie. Martwe ciało dziewczyny opadło na ziemię. Następny był chłopak. Dean uśmiechnął się szeroko, a jego usta poplamione były szkarłatem…

Zamrugałam i obrazy odeszły. Zemdliło mnie, byłam pewna, że zaraz zwymiotuję, ale musiałam pobiec za tą parą. Oni nie wiedzą co ich czeka, jeśli pójdą do lasu. Zwalczając zawroty głowy i ignorując to, jak podchodzi mi żołądek do gardła pognałam za nimi.
- Ja bym tam nie szła! Mówię wam, jakaś plaga os, czy coś. Jest ich tam mnóstwo. Potwornie żądlą.
- Oh, Matt! Przecież wiesz, że mam uczulenie! – dziewczyna zaczęła jęczeć.
- Ale ja nie… - zaczął, jednak mu przerwała.
- Chodźmy stąd, szybko! – zapiszczała i pociągnęła chłopaka za sobą. Odetchnęłam z ulgą. Gdzieś w ciemnościach lasu zauważyłam błysk. Po raz kolejny poczułam ciarki na plecach. Oddaliłam się stamtąd jak najszybciej. No cóż, pokój sam się nie posprząta…
_______________________________________________________


Hej hej :)

Nowy rozdział, nowe postacie. Trochę się dzieje, huh? Mam nadzieję, że się Wam podobało ♥
Proszę, dajcie znać co myślicie w postaci komentarzy :) To dla mnie bardzo ważne i motywuje do pisania. Dziękuję x

Postaram się jak najszybciej zaktualizować zakładkę Bohaterowie (na którą oczywiście Was zapraszam) i dodać nasze nowe postacie. Co sądzicie o Deanie i Simonie? :3

Dziękuję za 3 000 wyświetleń, wow! Jesteście fantastyczni! ♥

Pozdrawiam Was mocno i do następnego!
N.x

8 komentarzy:

  1. O tak, powracam, a ze mną wyczerpujący komentarz!
    Po pierwsze to cześć i czołem. Długo cię tu nie było, a ja zaglądałam tu dość często. Powiedzmy raz na dwa dni.
    No, ale odbiegliśmy od tematu.
    Emmm, nowe postacie. Szczerze powiedziawszy to nie wiem za bardzo co o nich myśleć. Pierwsze wrażenie kiepskie, ale po tylko połowie rozdziału z ich udziałem nie potrafię za wiele o nich powiedzieć.
    Jedynym minusem to bałagan. W tak rozwiniętym świecie nadprzyrodzonym w którym oprócz tradycyjnych wampirów i wilkołaków, występują Śpiewaki, Muzycy (znając ciebie to tylko namiastka;)), no i Wybrani wszystko musi być uporządkowane. Nie możesz splatać ze sobą wątków, bo opowiadanie stanie się strasznie ciężkie. Radzę też zrobić zakładkę z rasami. Napisać czy istnieją hybrydy i tak dalej. No i Wybrani. Rozumiem, że to jest (rasa?) owiana tajemnicą, ale mogłabyś bardziej wyjaśnić kim są. Czy to ludzie ze szczególnymi mocami, czy się takimi rodzą i czy mogą być oni Wampirami i Muzykami. Z tego co już przeczytałam wynika, że tak, ale przydałaby się jakaś dodatkowa wiedza. I proponuję na razie mniej skupić się na głównej fabule a poeksperymentować na opisach miejsc. Bo po siedmiu rozdziałach dalej nie wiem gdzie oni tak właściwie są. No chyba, że coś mi umknęło. Rozbuduj też bardziej główne postacie. Wpleć jakieś informację z nich przeszłości. Bo na razie wychodzi na to, że większość bohaterów pojawiła się na tym świecie jako nastolatkowie.
    Mam nadzieję, że nie obrazisz się na mnie za to wytykanie:/ Twoja książka bardzo mi się podoba, ale po przeczytaniu milionów książek te rzeczy kłuły w oczy.
    Jezzz, to chyba najdłuższy komentarz jaki napisałam.
    Uszanowanko i papa:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za Twoje wskazówki! Naprawdę je doceniam,na pewno wezmę je pod uwagę. Chyba trochę przedobrzyłam, zależało mi na tajemnicy i zagadce, ale wychodzi na no, że nic nie jest jasne i pewne. Akcja rozwija się bardzo powoli, tak naprawdę to mam napisane już 20 rozdziałów, a i tak jeszcze niewiele wyjaśniłam... Muszę wszystko poprawić,bo masz rację, trochę przeholowałam.
      Dziękuję Ci za szczerość, to dla mnie najważniejsze, jestem Ci ogromnie wdzięczna :) Z tą zakładką z rasami, to nie taki zły pomysł... Coś wykombinuję :D Ale tajemnicy Wybranych tak szybko mię zdradzę, na niej opiera się całe opowiadanie, dowiecie się w swoim czasie ;)
      N.x

      Usuń
  2. Świetny jak zawsze 😃 Czekam na kolejny rozdział 😄

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow świetny powiem ci że jesteś świetną pisarką uwielbiam twoje opowiadania niewiem jak to ująć imaginy świetne i czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow świetny powiem ci że uwielbiam twój sposób pisana czekam na następny rozdział pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. 34 yr old VP Accounting Brandtr Gudger, hailing from Mont-Tremblant enjoys watching movies like It's a Wonderful Life and Netball. Took a trip to Rock Drawings in Valcamonica and drives a Eclipse. mozesz sprobowac tego

    OdpowiedzUsuń

TEMPLATE BY NATH