sobota, 3 października 2015

Rozdział 2.

"Wichura"

Lindsey’s pov:

- Z przyczyn pogodowych prosimy podczas przerwy nie wychodzić na zewnątrz. Uczniowie, którzy wcześniej skończyli lekcje proszeni są o udanie się do stołówki. Powtarzam, z przyczyn pogodowych prosimy nie opuszczać budynku szkoły. – zabrzmiało w głośnikach.
- Dobrze, to jest koniec zajęć na dzisiaj. Nie wychodźcie na dwór, zaraz wszystkie drzwi zostaną pozamykane. – powiedział pan Wood. Uczniowie wstali i powoli zaczęli wychodzić z klasy. Czułam jak moje serce wali boleśnie o żebra, energia mnie rozpierała i miałam ochotę krzyczeć. Wybiegłam zarzucając plecak w pośpiechu na ramię. Nie oglądając się za siebie popędziłam na tyły szkoły do najbliższych drzwi. Wypadłam na zewnątrz, a silny wiatr od razu rozwiał moje włosy we wszystkie strony. Biegłam dalej, czym prędzej w nadziei, że nikt mnie nie widział. Niestety, jak zwykle nie miałam szczęścia.
- Lindsey! – krzyk Harry’ego został przyniesiony do mnie przez wiatr. Musiałam przyspieszyć. Szkoła była na kompletnym pustkowiu, do najbliższego przystanku autobusowego było około kilometra, może półtora. Las w oddali uginał się pod wpływem jednego z czterech żywiołów. Włosy co chwila zasłaniały mi oczy, jednak mimo wszystko biegłam dalej.
- Lindsey! Czekaj!
Cholera, błagam, odejdź. Wiatr przybrał na sile. Wiał akurat w moje plecy, więc nie przeszkadzał w biegu- wręcz przeciwnie. Wokół wirowały liście, a nawet patyki. Jest źle. I nagle zrobiło mi się słabo. Oczy zaszły mi mgłą. Okropna jasność, nie widziałam nic poza tym.  

I wtedy zobaczyłam Harry’ego. Biegł za mną. Huragan był coraz silniejszy, wszystko latało w powietrzu. Nagle duża gałąź uderzyła wprost w tył jego głowy z impetem. Upadł. Nie wstał.

Gdy odzyskałam wzrok stałam nieruchomo na ścieżce prowadzącej do lasu. Słyszałam nawoływania Harry’ego. O nie.
- Padnij! – wrzasnęłam do niego.
- Co? – musiał mnie usłyszeć. Już niemal widziałam nadlatujący kawał drewna za nim.
- NA ZIEMIĘ, JUŻ! – wydarłam się jak tylko mogłam. Chłopak popchnięty przez siłę wiatru upadł na ziemię. Gałąź przeleciała dokładnie nad nim. Fala powietrza uderzyła także we mnie i poleciałam do tyłu.
- Boże, Lindsey! – już po chwili Harry pochylał się nade mną – Nic ci nie jest?
- Nic. – mruknęłam próbując wstać. Czułam ból z tyłu głowy, uderzyłam głową o kamień. Eh, tak jak już mówiłam- nie mój dzień.
- Wracajmy do szkoły. – próbował przekrzyczeć wiatr. Podał mi rękę i pomógł wstać.
- Wracaj. – odpowiedziałam odwracając się i ruszając przed siebie.
- Gdzie ty idziesz?! Zwariowałaś? To jakieś cholerne tornado, a ty wychodzisz na zewnątrz?! – krzyczał.
- Do zobaczenia w domu. – prychnęłam i znów zaczęłam biec.

*****

- Lindsey! – gniewne spojrzenie Harry’ego było pierwszą rzeczą, którą zobaczyłam po przejściu przez próg. Przyniosłam ze sobą do holu chłodny powiew wiatru i parę zabłąkanych liści. 
- To moje imię. – potwierdziłam kompletnie go ignorując. Ruszyłam w stronę schodów.
- Gdzie byłaś? – nie dawał za wygraną.
- A co cię to obchodzi? Nie twój biznes. – warknęłam skręcając na pierwszym piętrze w prawo.
- Kryłem cię. – oznajmił chwytając mnie za ramię i zatrzymując w miejscu – I właśnie dlatego powiesz mi gdzie byłaś i dlaczego uciekłaś.
- Czyżby chłoptaś bez serca jednak miał uczucia? I zlitował się nad biedną dziewczynką? – wydęłam usta. Bawiło mnie jego zdenerwowanie.
- Mogę cię wkopać w każdej chwili. – zagroził. Wspomnienie o uczuciach go rozdrażniło. O, tak. Znam słabe punkty ludzi.
- Nie mogę się doczekać. Powiedz Robowi, by przygotował dla mnie wygodne krzesło – mrugnęłam do niego okiem. Wyszarpnęłam się z uścisku i luźnym krokiem poszłam do pokoju numer 112. Otworzyłam drzwi kluczem i weszłam do środka. Od razu rzuciłam plecak na podłogę i oparłam się o zamknięte drzwi. Ze zmęczenia, a chyba raczej bezsilności, zjechałam po nich w dół i ukryłam twarz w dłoniach.


Harry’s pov:

- Co znowu? – mruknąłem do siebie wkurzony, że ktoś wyrywa mnie ze snu. Kobiece krzyki znów dochodziły z pokoju niżej. Dokładnie 112. Cholera, nie obchodzi mnie to, że ma koszmary. Co noc jest to samo- drze się, a tylko w moim pokoju to słychać. Widocznie sufity mamy cieńsze niż ściany. Wspaniale.
W okno uderzył jakiś patyk. Nagle krzyki ustały.
- Nareszcie. – westchnąłem i na powrót przyłożyłem głowę do poduszki. Jednak nie mogłem już zasnąć. Światło księżyca padało dokładnie na moje łóżko przez rozsunięte zasłony. Pewnie powinienem je wieczorem zaciągnąć, może to przeszkadza mi zasnąć. Jednak dzięki tej lekkiej poświacie w moim pokoju nie panowały egipskie ciemności. Wyciągnąłem przed siebie rękę przyglądając się jej uważnie. Gdy się odpowiednio skupiłem powoli wsunąłem ją w materac. Dosłownie. Na wylot. Uczucie przenikania przez materiał lekko drażniło, ale do zniesienia. Już się przyzwyczaiłem. Wyciągnąłem dłoń, westchnąłem i odwróciłem się plecami do księżyca, a twarzą do zamkniętych drzwi. Silne podmuchy wiatru, uderzające o moje okno, ukoiły mnie do snu.

*****

- Dzień dobry. – Irlandczyk powitał mnie wesoło. Odburknąłem mu coś w odpowiedzi i dalej szedłem korytarzem.
- Ktoś tu wstał lewą nogą. – skomentował Louis.
- Też byś tak wstał, gdybyś nie spał przez pół nocy. – wywróciłem oczami i skręciłem w korytarz po lewej. Jakiś chłopak w ostatniej chwili usunął się z mojej drogi. Na jego szczęście.
- No tak, Hazzuś jest nie wyspany. – Nialler wydął wargę i zaczął udawać, że płacze jak dziecko.
- Weź się nie poniżaj. – szturchnąłem go, co tylko go rozbawiło.
- Teraz śpiew, prawda? Nareszcie! Jedna godzina dziennie to stanowczo za mało. – westchnął Louis.
- Tak, z tym się zgodzę. – przytaknąłem.
- Muzyka lepsza. – zaczął się z nami drażnić blondyn – Ale śpiewanie też jest ok.
Dzwonek rozległ się po wszystkich korytarzach. Wszyscy zaczęli pośpiesznie szukać klas, ale my się tym nie przejmowaliśmy. To nasza szkoła. I to na nas będą czekać.
- Spóźnialscy. Jak zwykle. – pani Knowles oparła dłonie na biodrach.
- Miło panią widzieć. Nowa szminka? – Niall poruszył brwiami w górę i w dół.
- Siadać na miejscach. Już – wskazała na nasze puste miejsca obok Liama i Zayna, którzy rozsiedli się już wygodnie. Louis i Niall szybko zajęli krzesła zostawiając mi… miejsce obok Lindsey. Wspaniale.
- Dobra, dzisiaj nie zaczynamy rozgrzewką wokalną. – pani Knowles zatarła entuzjastycznie dłonie. Po sali rozległy się pomruki niezadowolenia – Dzisiaj mam zamiar ocenić waszą kreatywność, duchowość oraz wrażliwość. Wraz z osobą siedzącą po waszej lewej stronie napiszecie piosenkę. Najlepiej gdyby jeszcze dzisiaj były gotowe, ale macie czas do jutrzejszej lekcji. Jeśli tego nie zaliczycie, wasza ocena końcowa pójdzie o dwa stopnie w dół. Zaczynamy!
To są jakieś żarty?! Dlaczego? Dlaczego akurat ja? Co takiego złego zrobiłem?
- Jutro wszyscy zaprezentują swoje piosenki na forum klasy. Więc jeśli zawalicie, to nie dość, że nie zdacie, ale i ośmieszycie się przed znajomymi. Radzę się wziąć do pracy. – dodała jeszcze nauczycielka i stukając wysokimi obcasami podeszła do biurka.
- Cudownie. – skomentowałem na głos.
- Tak, wręcz rewelacyjnie. – do moich uszu doszło ciche westchnienie Linds. Teraz z bliska zauważyłem głębokie wory pod jej oczami i wyjątkowo bledszą skórę. W sumie, zrobiło mi się jej trochę żal. Trochę. Minimalnie.
- Masz jakiś problem? – odwróciłem się w jej stronę.
- Ależ żaden. – uśmiechnęła się sztucznie, wstała i podeszła do pani Knowles. Chwilę o czymś z nią rozmawiała, po czym nauczycielka pokręciła głową z dezaprobatą i wróciła do robienia czegoś na komputerze. Lindsey z zaciśniętymi pięściami i wkurzonym wyrazem twarzy powróciła na swoje miejsce.
- O co jej się zapytałaś? – ciekawość wzięła górę.
- O zmianę partnera. – wzruszyła ramionami i wyciągnęła notes oraz długopis.
- Miło. – mruknąłem – Przynajmniej mamy takie samo zdanie o sobie nawzajem.
- Oh, jestem pewna, że ja mam o tobie gorsze.  – odpowiedziała pisząc na górze kartki „piosenka”.
- Nie bądź tego taka pewna. – uśmiechnąłem się złośliwie. Wywróciła oczami. 
- To jak zaczniemy? O czym piszemy? – zapytała niby obojętnie.
- Nie wiem. A o czym chcesz?
- Nie wiem.
- Tak chyba nic nie wymyślimy. – stwierdziłem.
- Dobrze, uczniowie, którzy jeszcze nie oddali piosenek muszą to zrobić jutro przed lekcją. Owocnej pracy. – powiedziała nauczycielka.
- Co? To już był dzwonek? – zdziwiłem się.
- Ale my jeszcze nic nie napisaliśmy… - Lindsey popatrzyła się zszokowana na pustą kartkę.
- To zróbcie to po lekcjach. Pamiętajcie- brak piosenki, dwa stopnie w dół. – nauczycielka pokazała dobitnie dwa palce i opuściła klasę.
- Po prostu cudownie! Jakbym nie miała planów na popołudnie! – dziewczyna zarzuciła sobie torbę na ramię z frustracją.
- A jakie miałaś plany? Odsypiać poprzednią noc? – prychnąłem. Popatrzyła na mnie wielkimi oczami.
- Co… - już miała pytać, ale jej przerwałem.
- Szesnasta, pokój 212. Nie spóźnij się. – powiedziałem stanowczo i zostawiłem ją samą w klasie. 

_________________________________________________________


Hej!


Już drugi rozdział za nami :) Mam nadzieję, że się Wam podobał. Powoli zaczynacie poznawać główną bohaterkę. Bardzo zależało mi, aby była tajemnicza, udało się? Oby :D Kim jest nie ma żadnych wątpliwości, ale jaka jest? To dopiero zagadka. Polubiliście ją? A może wręcz przeciwnie? I co myślicie o Harrym? A może jakiś inny bohater przypadł Wam do gustu? Piszcie!


Rozdziały będą się pojawiać mniej więcej raz na dwa tygodnie. Przepraszam, że tak rzadko, ale szkoła robi swoje i obawiam się, że nie wyrobiłabym się, gdybym miała dodawać częściej :( Niemniej jednak mam nadzieję, że będziecie zadowoleni z mojej pracy :)


Koniecznie dajcie mi znać co myślicie o tym rozdziale jak i o całym opowiadaniu. Już się nie mogę doczekać, żeby poznać Wasze opinie!!! ♥


Pozdrawiam,

N.x

3 komentarze:

  1. Ekstra! Czekam na nn i zapraszam do siebie

    http://one-direction-julia-love.blogspot.com/?m=1

    http://moja-mroczna-pasja.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy nowy rozdział ?? Bo ani tua ani na rozśpiewanej historii od miesięcy cisza :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już się poprawiłam x Przepraszam, że to tyle trwało :(
      N.x

      Usuń

TEMPLATE BY NATH