sobota, 30 stycznia 2016

Rozdział 5.

Wybrani
   
Lindsey’s pov:

- Panie Batle? A kim są właściwie ci „Wybrani”? Jest dużo opowieści, a każda inna… - Alison (klasowy pupilek nauczycieli) zagadnęła nauczyciela w połowie lekcji.
- Oh, a to jest bardzo dobre pytanie! – i w tym momencie wpadliśmy. Kiedy tylko pan Battle wypowiada to zdanie, to oznacza, że do końca lekcji będzie ze szczegółami i zamiłowaniem opowiadał o danej rzeczy. Jednak trzeba przyznać- nasz nauczyciel od historii ma gadane. Mimo dokładnego, rzetelnego wykładu, jego lekcje są jednymi z ciekawszych.
- A ja słyszałem, że Wybrani nie istnieją. – stwierdził Danny.
- Tak naprawdę nie ma na to dowodów. Ale na to, że istnieją, też niestety nie ma zbyt dobrych podstaw. Wybrani, to osoby wybrane do tego, aby zakończyć życie na ziemi. Są spekulacje, czy ten dar pochodzi od diabła, czy też samego Boga. Osobiście sądzę, że to ta druga opcja, ale to już moje zdanie. Jest wiele teorii i przypuszczeń.
- Jak to? To ilu ich jest? Kim… lub czym oni są? – zdziwił się Liam. Byłam tak strasznie zmęczona i najchętniej zdrzemnęłabym się na chwilę. Jestem pewna, że nawet nikt by nie zauważył. Jednak lepiej było słuchać. Co jak co, ale pan Battle nie rzucał słów na wiatr, a swoją wiedzę czerpał z najlepszych i najtrafniejszych źródeł informacji.
- Oni mogą być każdym z nas albo nikim. Cztery żywioły, cztery osoby. Mogą być pod postacią każdego człowieka, każdego stworzenia lub istoty nadnaturalnej, a mogą być po prostu żywiołem. Prawdopodobnie, tak właśnie jest i dlatego nikt nigdy nie spotkał żadnego Wybranego. Choć, jest parę opisanych takich spotkań, ale… Hm, powiedziałbym, że póki sam nie zobaczę, nie uwierzę. – uśmiechnął się pod nosem nauczyciel sam do siebie.
- A w jaki sposób zabiją nas wszystkich? Tak się da?
- Oh, to nie do końca tak. Jeden z Wybranych tego dokona swoim żywiołem. Jak, niestety sam nie wiem. Zapewne żywioł ognia spaliłby całą planetę na proch, żywioł wody zrobiłby to za pomocą potężnego tsunami, żywioł powietrza posłużyłby się huraganami, wichurami i tornadami, a żywioł ziemi trzęsieniem, wybuchem wulkanów… Długo by wymieniać, ale można się samemu domyślić. Wybrani to najpotężniejsze istoty na ziemi. Oczywiście, jeżeli jednak istnieją. Jak już mówiłem, są dowody za i przeciw. 
- Czemu jesteś taka blada? Dobrze się czujesz? – Tony lekko szturchnął mnie w łokieć. Otrząsnęłam się z zamyślenia. Kiwnęłam głową do chłopaka na znak, że jest ok i powróciłam do swoich przemyśleń. Potrzebuję szczegółów, czegoś nowego. Czegoś, czego nie znajdę w Internecie.
- Panie Battle, mam pytanie. – ktoś z przodu znów podniósł rękę zwracając uwagę nauczyciela – Skoro Wybrani mają taką wielką moc i siłę, dlaczego jeszcze tutaj jesteśmy? Czemu tego nie użyli?
- Cóż, to jest największa zagwozdka jak i jeden z argumentów przeciwników istnienia Wybranych. Są dwie opcje: albo jeszcze nie nastąpił dzień ani godzina, albo Wybrani nie istnieją. Hm, widzę, że wiele osób jest bardzo zaintrygowanych tym tematem. Tak więc na następnej lekcji przeprowadzimy dyskusję na temat istnienia bądź nieistnienia tych mistycznych istot. Proszę jako zadanie przygotować argumenty za lub przeciw, każdy sam wybiera, po której stronie będzie się wypowiadał. Oczywiście, zostaniecie ocenieni. – przerwał nauczycielowi dzwonek i wszyscy zaczęli się już podnosić z miejsc – Do widzenia, przygotujcie się solidnie! Będę sprawdzał waszą pracę. Referaty na dodatkową ocenę zawsze mile widziane.
Zebrałam wszystko jednym ruchem z ławki i wrzuciłam do torby. Nie czekając na nikogo wyszłam czym prędzej z klasy i udałam się do toalety. Zamknęłam się w jednej z kabin i odczekałam dokładnie piętnaście minut. Wyjrzałam zza drzwi sprawdzając czy ktoś jeszcze został. Korytarze były już praktycznie puste, wszyscy udali się na autobus, który odjeżdżał zaraz po dzwonku. Mój oddech się wyrównał, serce uspokoiło. Równym krokiem poszłam do gabinetu pani Calm, który znajdował się na tym samym piętrze. Już miałam zapukać, gdy drzwi nagle się otworzyły i o mały włos nie oberwałam w twarz. 
- Co ty tu robisz? – Harry pobladł na twarzy i wydawał się być mocno zaskoczony.
- Ja? Co TY tutaj robisz?! – niemal czułam jak i mi odpływa krew z twarzy, jednocześnie ogrzewając policzki.
- Oh, znacie się? – pani Calm wstała z fotela – Lindsey, dasz mi chwileczkę? Muszę pójść jeszcze do sekretariatu. Jak chcesz możesz zostać z przyjacielem na korytarzu.
- To nie jest mój przyjaciel. – wycedziłam przez zaciśnięte zęby posyłając nienawistne spojrzenie Harry’emu.
- Tak czy siak, widzę, że macie coś do omówienia… Zaraz wracam. – pani psycholog zamknęła drzwi gabinetu na klucz i szybkim krokiem ruszyła w stronę schodów. Kiedy tylko jej drobna postać zniknęła z naszego pola widzenia wskazałam palcem na Stylesa.
- Nie możesz nikomu o tym powiedzieć! – wykrzyknęliśmy w tym samym czasie. Nagle okno otworzyło się z hukiem po drugiej stronie korytarza, do środka wpadł chłodny i silny powiew wiatru.
- Ugh, co robiłeś u pani Calm?! – byłam wściekła.
- Nie twój interes! A ty tu po co przyszłaś?! – odgryzł się. Skrzyżował ręce na piersi. Ja swoje dłonie oparłam na biodrach.
- Okay, ja nie powiem nikomu, że ty tu byłeś, a ty nie powiesz, że mnie tu widziałeś. – powiedziałam stanowczo.
- Zgoda. Jeśli tylko ktoś się o tym dowie, to przysięgam, że cię zniszczę. – warknął i odszedł szybkim krokiem. 
- Jeszcze zobaczymy! – krzyknęłam za nim, a w zamian dostałam środkowego palca podniesionego w moją stronę. Prychnęłam pod nosem. Muszę się dowiedzieć dlaczego był u pedagoga, psychologa i pielęgniarki w jednym. Tak jest, pani Calm jest specjalistką we wszystkich tych dziedzinach, co bardzo rozszerza oraz utrudnia moje nowe zadanie. Ale muszę wiedzieć. Zanim on, dowie się czegoś o mnie.
- Już jestem. Przepraszam, że musiałaś czekać. – kobieta posłała mi przepraszający uśmiech. Szybko otworzyła drzwi od gabinetu i zaprosiła mnie do środka. Jak zawsze, zajęłam fotel naprzeciwko okna oraz jej biurka. Chmury były ciemne i ciężkie, a od silnego wiatru uginały się krzewy, a nawet drzewa.
Szukałam wzrokiem jakichkolwiek wskazówek, które mogłyby mówić o tym, w jakiej sprawie był tutaj Styles. Pani Calm musiała to zauważyć, bo szybkim ruchem zamknęła teczkę pacjenta i schowała ją do masywnej szafki na klucz obok biurka, po czym wyjęła moje akta. Jednak dała mi do myślenia, ponieważ jego dokumentacja była dwa razy grubsza i bardziej zapchana papierami. Co on ukrywa?
- A więc, jak się dzisiaj czujesz? – zagadnęła uśmiechając się szeroko. Pani Calm była jedną osobą z niewielu, które miały tak dobrze wyuczony fałszywy uśmiech.
- Nie najgorzej. Dziękuję. – posłałam jej swoją wyćwiczoną wersję uśmiechu.
- Miałaś ostatnio jakieś… problemy? – próbowała być delikatna. Oparła łokcie o blat nachylając się w moją stronę.
- Niestety. – przytaknęłam. Misja zdemaskowania Stylesa została odłożona na bok. Teraz muszę się zająć sobą.
- Rozumiem, że ten… incydent z Harrym, nie był jedynym wypadkiem od naszego ostatniego spotkania, zgadza się?
- Nie, ja… - udałam skruchę i w duchu podziękowałam sobie za ten wybuch na Stylesa. Spuściłam głowę i nerwowo zaczęłam się bawić palcami – Pani Calm… Ja się naprawdę bardzo staram… Ale czasami mi po prostu nie wychodzi… Nie potrafię tego kontrolować… - uroniłam łzę.
- I naprawdę nie było żadnej poprawy od naszych ostatnich ćwiczeń? – dopytywała się, ale kupiła to. Udało się.
- Robiłam tak jak pani mi poleciła. Liczyłam do dziesięciu, nabierałam głębokie oddechy, słuchałam więcej muzyki, by się odprężyć. Ale jak ktoś mnie zdenerwuje, to mam ochotę… - urwałam mówienie podniesionym głosem i zacisnęłam dłonie w pięści.
- Już, spokojnie. Liczymy, nabieramy wdech… - poleciła i naprawdę miałam ochotę wywrócić oczami, ale jak zwykle, perfekcyjnie udałam, że się uspokajam.
- Widzi pani? Tak mnie to denerwuje, że wszystko mnie denerwuje! – powiedziałam sfrustrowana.
- Cóż, myślę, że w tym wypadku mam coś dla ciebie. Skoro wszystkie nasze rozmowy i ćwiczenia nie pomogły, to nie mamy wyboru. – westchnęła, sięgnęła do szuflady i wyciągnęła podłużną kartkę papieru. W pustym polu tabeli napisała parę słów pochylonym pismem, w kolejnej rubryce jakieś liczby, a na koniec podpis i pieczątka.
- Co to jest, proszę pani? – zapytałam udanym zdziwionym głosem. Mogłam już przybić sobie piątkę za te wszystkie moje występy. Powinnam dostać Oscara!
- Recepta. Pójdziesz z tym do sekretariatu po pieczątkę, a potem wrócisz tu do mnie po leki. Bierz trzy razy dziennie, w określonych porach. Zawsze popijaj wodą. I trzymaj w bezpiecznym miejscu w pokoju, to mocne leki. Nie do zabawy. – podała mi kartkę. Zwalczyłam chęć uśmiechu.
- Oczywiście, proszę pani. To za chwilkę wrócę z kartką. – opuściłam gabinet i pierwszy raz od dawna wesołym krokiem udałam się do sekretariatu.

******

Gdy tylko weszłam do pokoju wyciągnęłam z torby dwa pudełeczka z tabletkami i postawiłam je na biurku. Poszukałam butelki wody, żeby popić lek. Dawno nie czułam się taka spokojna. Teraz będzie już lepiej. Musi być. Łyknęłam dwie tabletki na raz i położyłam się do łóżka. Po chwili przysnęłam, ale nie na długo, bo zaraz rozdzwonił się mój telefon.
- Oh, dajcie mi święty spokój. – jęknęłam gramoląc się z łóżka. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni w torbie i zerknęłam na ekran.
Matt.
Upuściłam telefon. Poczułam, jak uginają się pode mną kolana. Opadłam na ziemię i dopóki komórka nie przestała dzwonić, nie ważyłam się wziąć oddechu.
__________________________________________________________

Hej hej! :)


Ferie! Nareszcie! Wy też już odpoczywacie? Jak nie, to nie martwcie się, niedługo i Wy dostąpicie tego luksusu :D

Mam nadzieję, że rozdział się podobał i nieco się rozjaśniło na temat Wybranych. Jakbyście mieli jakieś pytania, to śmiało, z chęcią Wam odpowiem :)
Dziękuję za komentarze i wyświetlenia, jesteście cudowni ^^

Proszę, podzielcie się ze mną swoją opinią na temat tego opowiadania, jak i rozdziału ♥
Trzymajcie się ciepło,
N.x

3 komentarze:

  1. Juhuuu, nowy rozdział!
    Nie masz pojęcia jak się cieszę:D
    Owszem odrobinkę się rozjaśniło, ale i tak mam masę pytań.
    Np. czy ta...pani wie, że dziewczyna jest Wybraną? Dobra to było dość głupie pytanie. Chodzi mi raczej o to, czy naprawdę to jest jakoś rozpowszechnione, czy to ta kobieta jest kimś specjalnym. No o wiesz, co jak co, ale tego nie rozpowiada się wszystkim wokoło, a ta rozmowa z...psycholog?, była dość niepokojąca.
    No i oczywiście zżera mnie ciekawość w sprawie Styles'a.
    A także o co chodzi z końcówką?
    Ehm, ehm. Kiedy kolejny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani? Masz na myśli panią Calm, panią psycholog? Nie, ona nie wie ;) A reszty zdradzić nie mogę :D
      Dziękuję za miłe słowa! ♥ Rozdział, hm, może w przyszłym tygodniu? Żeby nie było za szybko :D
      N.x

      Usuń

TEMPLATE BY NATH